Forum www.miskantus.fora.pl Strona Główna www.miskantus.fora.pl
Forum miskantus LUPUS SA
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Koszty energii odmawianej i paliw kopalnych

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.miskantus.fora.pl Strona Główna -> Traktat z Kyoto
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
jaronwoj
Administrator



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:27, 05 Mar 2008    Temat postu: Koszty energii odmawianej i paliw kopalnych

Rachunek kosztów energii odnawialnej



Pytanie „czy nas na to stać?” to byłby temat na inny rozdział – w którym należałoby porównać koszty i zyski: niebagatelne koszty polityki „wiercić i palić” z zyskami, które przyniesie przestawienie energetyki świata na technologie nie powiększające stężenia dwutlenku węgla. Zanim zdołam napisać taki rozdział, pragnąłbym przedstawić szacunkowe dane, i inne aspekty tego zagadnienia. A jeśli czytelnik zacznie się zastanawiać, dlaczego się uczepiłem tego tematu jak pijany płotu... Uczepiłem się, bo uważam, że biologowie (i inni przyrodnicy) mają psi obowiązek starać się uświadomić mieszkańcom Ziemi, jakie mogą być konsekwencje obecnej niefrasobliwości, z jaką zużywamy paliwa kopalne. Tym bardziej, że jest to niepotrzebne, nieuzasadnione, i bezsensowne.

Czy nas stać na poniesienie kosztów koniecznych dla zmniejszenia emisji dwutlenku węgla? Sposób, w jaki rządzący Ameryką krótkowzroczni ludzie odpowiadają na to pytanie, przywodzi na myśl człowieka zastanawiającego się nad tym, czy go stać na zawarcie związku małżeńskiego. Małżeństwo to kosztowna impreza: wydatki na ślub, wesele, ślubne obrączki, i podróz poślubną; wynajęcie bądź zakup większego mieszkania; ubranie i wyżywienie dzieci; i tak dalej. Łatwo o konkluzję, że małżeństwo to całkowicie nieopłacalne przedsięwzięcie. Ale taki rachunek jest z gruntu fałszywy, nawet w kategoriach czysto ekonomicznych: wydatki na zawarcie małżeństwa się przecież zwrócą, z uwagi na większą ekonomiczność prowadzenia jednego gospodarstwa zamiast dwóch, podział pracy między małżonkami, zyski płynące z łącznego wykorzystania odmiennych ekspertyz obu małżonków - nie mówiąc już o przyjemnościach wynikających z życia rodzinnego, które też należałoby włączyć do rachunku... Sternicy gospodarki amerykańskiej, twierdzący że Ameryki nie stać na ograniczenie spalania paliw, tak jak ów niedoszły mąż, zapominają o kilku nader istotnych sprawach: paliwa kopalne będą coraz bardziej kosztowne, i będzie ich coraz mniej, a nie więcej, gdyż ropę naftową i węgiel przestano wytwarzać kilka setek milionów lat temu; spalanie tych paliw to brudna technologia, powodująca duże koszty i straty wynikające z zanieczyszczenia powietrza, niezależnie od ocieplenia; inwestowanie w czystą energetykę przyczyniłoby się do gospodarczego ożywienia i zmniejszyłoby straty spowodowane zanieczyszczeniem. Inwestycje w alternatywne źródła energii zaczęłyby szybko przynosić zysk; zdecentralizowanie produkcji energii zmniejszyłoby wrażliwość sieci energetycznej na zakłócenia, oraz zmniejszyłoby straty wynikające obecnie z konieczności przesyłania energii na dalekie dystanse. A nie zaczęliśmy jeszcze mówić o kosztach wynikających z globalnego ocieplenia spowodowanego rosnącym stężeniem dwutlenku węgla... W przyrodzie niczego się nie dostaje za darmo – i pozornie tania energia paliw kopalnych ma w rzeczywistości ogromny koszt.

Poniższy argument został sporządzony w oparciu o dane amerykańskie, ale ma zastosowanie do wielu regionów świata. Tak więc, większość energii elektrycznej produkowanej w Ameryce pochodzi ze spalania węgla; rachunek odwrotny pokazuje, że ponad 90% węgla jest zużywane przez elektrownie, a rocznie Ameryka spala ponad miliard ton węgla. Wiele z elektrowni węglowych to przestarzałe instalacje, wydzielające ogromną ilość zanieczyszczeń, z których najwięcej szkód przynoszą tlenki siarki i rtęć. Te pierwsze reagują z wodą tworząc kwas siarkowy, głowny składnik kwaśnego deszczu; rtęć natomiast trafia do łańcuchów pokarmowych - śródlądowego, oraz oceanicznego. Straty spowodowane przez kwaśny deszcz są gigantyczne i wielorakie: dewastacja lasów, eliminacja wielu form flory i fauny cieków i zbiorników wodnych, przyśpieszona korozja konstrukcji metalowych. Rtęć natomiast jest niebywałą trucizną dla układu nerwowego, zwłaszcze rozwijającego się – a ponieważ ulega zatężeniu w miarę przemieszczania się w górę łańcucha pokarmowego, osiągając najwyższy poziom w ciałach drapieżników, ciężarne kobiety w Ameryce muszą się wystrzegać, skądinąd zalecanych, łososi i innych ryb, ponieważ zawierają niebezpiecznie wysokie ilości rtęci! Tych kosztów spalania kopalnych paliw nikt nie liczy – choć możnaby oszacować przynajmniej niektóre z nich; w końcu wiadomo ile kosztuje walka z korozją, i ile drzewa można uzyskać ze zdrowego, nie zniszczonego przez kwas lasu... Koszt jednej kilowatogodziny uzyskanej z węgla to 2 do 3 centów – i ten koszt w najmniejszym stopniu nie uwzględnia wyżej wymienionych strat! Dla porównania – w wielu rejonach Ameryki można obecnie produkować prąd z wiatru po 3-4 centy za kilowatogodzinę (warta zwiedzenia jest znakomita witryna [link widoczny dla zalogowanych]), bez kwaśnego deszczu, bez zatrucia środowiska rtęcią, bez produkcji dwutlenku węgla – ale według obecnej administracji, Ameryki nie stać na budowanie turbin wietrznych. Oczywiście, produkcja prądu z wiatru też ma nieprzyjemne skutki – turbiny hałasują, zabijają ptaki, rzucają cień mogący zdezorientować, oraz psują krajobraz. Wszystko prawda – tylko że huragany są znacznie głośniejsze od turbin, ocieplenie zabije znacznie więcej ptaków niż turbiny – a czy dym z komina jest ładniejszym widokiem niż wiatrak? Wszystko ma swoją cenę, ale należy ją uczciwie kalkulować. Ale Ameryka wydaje obecnie miliard dolarów DZIENNIE na samą obsługę zadłużenia państwa... Za mniej niż dwa miliony dolarów można postawić turbinę produkującą prąd o mocy blisko dwóch megawatów, a za miliard dolarów – ponad 500 takich turbin, które zastąpiłyby średnich rozmiarów elektrownię węglową. Gdyby nie obsługa długu spowodowanego absurdalnymi obniżkami podatków, Ameryka mogłaby, za te same pieniądze, wyłączać z obiegu jedną elektrownię węglową dziennie...

Czysta energetyka, choć niechętnie traktowana przez rząd, rozwija się w Ameryce żywiołowo. Powstają coraz to nowe inicjatywy, jak na przykład niedawne porozumienie kilkunastu wielkich miast deklarujących zamiar zmniejszenia ilości produkowanego w nich dwutlenku węgla; są to w większości miasta nadbrzeżne, mające oczywisty interes w przeciwdziałaniu wzrostowi poziomu morza... Coraz więcej stanów i miast, oraz różnej wielkości byznesów, stawia sobie wiatraki – nie wymaga to w końcu ekonomicznego geniuszu, żeby zauważyć korzyści z takiego przedsięwzięcia: zamiast płacić rok w rok rosnące rachunki za prąd, można (na kredyt!) postawić turbinę, której koszty zwrócą się po kilkunastu latach – i mieć czysty zysk przez wiele następnych lat. Takie inwestycje tworzą miejsca pracy dla wszelkiego rodzaju pracowników (4.8 pracoroku na 1 megawat energii z wiatru), łagodzą napięcia szczytowego zapotrzebowania na prąd, ożywiają lokalną gospodarkę... Energetyka wietrzna stwarza niebywałą możliwość gospodarczego ożywienia okolic wiejskich – oblicza się, że przeciętny amerykański farmer miałby większy dochód z pola wykorzystanego przez wiatrak, niż z pszenicy bądź kukurydzy zebranej z tej powierzchni. Czy rzeczywiście Ameryki – i ludzkości - nie stać na czystą energetykę?

A inne koszty spalania paliw kopalnych?

Jeśli ktoś mówi, że nie stać nas na ograniczenie zużycia paliw, to powinien powiedzieć, w jaki sposób będzie nas stać na wznoszenie barier chroniących ląd przed zalaniem przez morze (z wieloma wyspami na Pacyfiku będziemy się mogli pożegnać...). Strefa przybrzeżna jest bardzo cennym terenem – zawiera historyczne miasta portowe, często działające nieprzerwanie od stuleci, i jest miejscem niebywałej aktywności ekonomicznej, społecznej, kulturalnej... Wszystko to trzeba będzie albo zostawić, albo przenieść w głąb lądu o parę kilometrów – albo budować wały powstrzymujące ocean od wtargnięcia na ląd, kiedy poziom morza się podniesie, na skutek cieplnego rozszerzania się wody, i topienia lodów antarktycznych. Na marginesie: należy odróżnić skutki topienia lodów arktycznych i antarktycznych. Lód arktyczny jest lodem pływającym, i jego stopienie nie podwyższy poziomu wody. Zupełnie odmienna jest sytuacja lodu antarktycznego, pokrywającego kontynent wielkości Australii parukilometrową warstwą, spoczywającą na lądzie, i wyniesioną ponad poziom morza: stopienie tego lodu podniesie poziom wód, i to znacznie. Dwutlenek węgla niesie groźbę globalnego ocieplenia, które zagraża ludzkości ogromnymi, być może niepowetowanymi szkodami: utratą areału zdatnego do zamieszkania i eksploatacji rolniczej; wygaśnięciem mnóstwa gatunków roślin i zwierząt; bezpośrednimi stratami na skutek susz, powodzi i huraganów; rozlatywaniem się gór – na przykład, Alp – zrobionych ze skał spojonych wiecznym lodem... Amerykańskie towarzystwa ubezpieczeniowe ledwo co zdążyły odrobić – po dwudziestu latach! - straty spowodowane przez huragan „Andrew”, a zostały znów przygniecione przez najbardziej intensywny sezon huraganowy w historii, w roku 2004. Kompletna lista szkód i strat byłaby długa, i nie wszystkie straty można przewidzieć. Na przykład, ocieplenie może powiększyć zasięg i zagęszczenie anofelicznych komarów przenoszących malarię, choć to nie byłby największy problem. Gorsze byłoby to, że ponieważ owady lepiej wytrzymują susze niż ptaki i ssaki, przybyłoby owadów – w tym szkodników roślin uprawnych, jak też i chwastów, bo te są też bardziej odporne na niedogodne warunki niż wyselekcjonowane rośliny uprawne... I kiedy sytuacja będzie zła, i szybko będzie się stawała gorsza, pod presją zdesperowanych społeczności rządy zaczną być może reagować – i podejmą, spóźnione o parędziesiąt lat, decyzje o ograniczeniu zużycia paliw. Opóźnienie będzie kosztowne – i może zaowocować stratami nie do odrobienia. Czy rzeczywiście ludzkość może być jedynie mądra po szkodzie?

Przeciwnicy ograniczenia zużycia paliw uważają najwidoczniej, że tak – i jest to jaskrawo widoczne w Ameryce, w kraju gdzie wszelkie reformy muszą być poprzedzone katastrofą. Należy tu zresztą jasno powiedzieć, że rządy wielu krajów – na przykład, Wielkiej Brytanii - zachowują się nielepiej od amerykańskiego, tyle tylko, że zamiast zaprzeczać, że globalne ocieplenie ma miejsce, poprzestają na szumnych obietnicach i deklaracjach, czyniąc niewiele wysiłku dla zmniejszenia produkcji dwutlenku węgla. Jak w przypadku wielu innych palących spraw, większość rządów jest daleko w tyle za opinią publiczną. Tak więc Ameryka, zamiast być liderem świata w przemianie gospodarki z rujnującej na nieniszczącą, z uporem godnym lepszej sprawy odmawia uznania tego, że jest problem, i że lepiej starać się mu zaradzić teraz, stosunkowo niewielkim kosztem i wysiłkiem, niż później, po poniesieniu strat, ogromnym kosztem i ogromnym wysiłkiem. Elity (jeśli to słowo jest tu stosowne) polityczne Ameryki pragną czekać na efekty badań nad klimatem – tak, jakby jakieś nowe badania mogły cokolwiek istotnego wnieść. Nie wniosą, ponieważ Ziemia jest zbyt duża i zbyt skomplikowana, żeby można było zasadniczo poprawić nasze możliwości prognozowania pogody, czy nawet zmierzyć stan pogody z dokładnością potrzebną do bardziej precyzyjnych kalkulacji. Nie jesteśmy w stanie zmierzyć pogody w sieci o boku kilometra, nie mówiąc o gęstszej, więc nasze dane są beznadziejnie nieprecyzyjne i wyrywkowe – a zresztą, gdyby nawet skonstruowanie takiej odpowiednio gęstej sieci było możliwe, to zanim dane zostałyby przeanalizowane, pogoda zdążyłaby się zmienić parę razy... Obecnie używane programy do analizy klimatu są, jak wszelkie programy opisujące zjawiska przyrodnicze, wyidealizowane. Gwoli ścisłości, wyrafinowanie i moc tych programów cały czas rośnie, jak też ich zgodność z danymi obserwacyjnymi. Obecnie istniejące programy mają sieć o boku 75 km (w niedługim czasie będzie to 10 km), i są zdolne do trafnego prognozowania takich zjawisk, jak El Ninjo, i innych lokalnych osobliwości. Te zgodne z obserwacjami programy zgodnie przepowiadają, że temperatura Ziemi będzie rosnąć wraz ze wzrostem stężenia dwutlenku węgla, jeżeli to robi dla kogoś różnicę. Ale nawet sieć o boku 10 km jest rzadka – rzadka w stosunku do sposobu w jaki zachodzą przemiany pogodowe, które są sumą zdarzeń lokalnych, powodujących, że deszcz pada tu i tam, a nie gdzie indziej – oraz rzadka pod względem proporcji tego, co wiemy o stanie atmosfery, do tego czego nie wiemy. Wątpliwe jest, żebyśmy kiedykolwiek byli w stanie przewidzieć pogodę na więcej niż kilka dni naprzód w czasie realnym (to znaczy na bieżąco, a nie po paru latach obliczeń). A próba dokładnego przewidzenia zmian klimatycznych na kilka czy kilkadziesiąt lat naprzód ma tyle sensu, ile próba przepowiadania wskaźników giełdowych z podobnym wyprzedzeniem. Dlatego też tłumaczenie zwłoki z podjęciem działań ograniczających produkcję dwutlenku węgla koniecznością dalszych badań i uzyskania pewności, jest albo nieporozumieniem, albo zasłoną dymną.

Co należy robić? Jak najszybciej znacząco zmniejszyć ilość dwutlenku węgla wprowadzanego do atmosfery – oraz odciągać z atmosfery jego obecny nadmiar. Jest na to wiele możliwych sposobów. Można zmniejszyć produkcję CO2, zastępując produkcję energii elektrycznej i cieplnej z węgla, produkcją energii z odnawialnych bądź (praktycznie) niewyczerpywalnych źródeł, takich jak biomasa, wiatr, promieniowanie słoneczne, przypływy morza, ciepło wnętrza Ziemi; można sekwestrować już wyprodukowany dwutlenek węgla – na przykład, poprzez skraplanie go w miejscu produkcji (głównie w elektrowniach) i pompowanie do morskich głębin. Ten ostatni sposób nie dostarczy, oczywiście, trwałego rozwiązania, bo gaz kiedyś wydostanie się na powierzchnię, a w międzyczasie spowoduje zakwaszenie wody oceanicznej na dużych obszarach, z bardzo niedobrymi konsekwencjami; dlatego też nieco lepszym pomysłem jest pompowanie CO2 do opróżnionych z ropy naftowej, wyczerpanych złoż roponośnych; tak czy inaczej, ten sposób być może pozwoliłby uzyskać parę dziesiątków lat czasu na zreformowanie światowej energetyki. Bardzo prostym sposobem na ściąganie CO2 z atmosfery jest sadzenie drzew - gdzie tylko się da, ile się da, jak szybko się da. Młode, rosnące drzewa, są znakomitymi konsumentami CO2 netto, a prawidłowo eksploatowany dojrzały las jest odnawialnym źródłem paliwa. Sadzenie lasów przynosi zresztą wiele innych korzyści – las dostarcza miejsca do życia dla wielu gatunków zwierząt, zmniejsza wysychanie i erozję gleby, magazynuje wodę, dostarcza miejsca do rekreacji... Świat wydaje obecnie miliardy dolarów DZIENNIE na zbrojenia do walki z nieistniejącym wrogiem – możnaby zacząć wreszcie robić sensowny użytek przynajmniej z części tych pieniędzy. Na przykład, destylować wodę morską, wykorzystując gorąc tropików – i nawadniać Sacharę...

Walka z dwutlenkiem węgla powinna toczyć się szerokim frontem – przede wszystkim pod względem tworzenia i testowania nowych technologii. Rządy obecnie wydają, zbiorowo, ponad 200 miliardów dolarów rocznie na rozmaitego rodzaju ulgi i subsydia udzielane przemysłowi paliw kopalnych, co jest absurdem wołającym o pomstę do nieba. Skierowanie chociaż części tego strumienia pieniędzy w stronę naukowców i inżynierów tworzącym i ulepszającym technologie pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł byłoby nieporównanie bardziej przydatne – dla nauki, dla społeczeństw, i dla świata. Potrzebna jest do tego jedynie wola polityczna, której rządy zwykle nie przejawiają bez nacisku. Trzeba więc pozbyć się wielu złudzeń: że zagrożenia nie ma, że problem rozwiąże się sam, że rządy podejmą zdecydowane działania w tej sprawie bez naporu opinii publicznej. Rządy nie zainteresują się sprawamy wychodzącymi poza kilkuletni cykl wyborczy, jeśli nie zostaną do tego zmuszone – i wyborcy, których obchodzi los, przynajmniej ich dzieci, jeśli nie wnuków, muszą zdecydowanie napierać na rządzących. Telefonować, pisać listy, wysyłać maile, głosować na partie i polityków prezentujących programy reformy energetyki, domagać się na wszelkie sposoby, żeby NIEZWŁOCZNIE podjąć działania. Byłoby, oczywiście, lepiej, gdyby decydenci zrozumieli stopień zagrożenia i konieczność działania – ale trudno na to liczyć, gdy planetą rządzą w większości ludzie, którzy mieliby trudności z napisaniem chemicznego wzoru dwutlenku węgla. Jesteśmy – to znaczy, ci których ta sprawa obchodzi, sami; jedziemy, jako ludzkość, autobusem, którego kierowca poprawia sobie fryzurę, patrząc w lusterko wsteczne, zamiast patrzeć, co jest dalej na drodze. Należy zdać sobie z tego sprawę, i zacząć działać.

Obserwując zachowania rządów w sprawie globalnego ocieplenia, zaczynam sobie coraz wyraźniej uświadamiać, że ludzie sprawujący władzę po prostu NIE ZDAJĄ SOBIE SPRAWY z tego, że jest to istotny problem, i że jest to problem merytoryczny, a nie jedynie polityczny... Decydenci najwidoczniej nie rozumieją tego, że argumentowanie z przyrodą nie ma sensu – być może sądząc, że globalna zmiana klimatu to pretekst wymyślony przez ekologicznych pomyleńców i pięknoduchów, którym się nie podoba wycinanie lasów i organizowanie ludzkiego życia dokoła indywidualnej komunikacji samochodowej. Politycy są przyzwyczajeni do tego, że problemy przychodzą i odchodzą; że wiele z nich można przeczekać; że nastroje społeczne się zmieniają; że zamiast rozwiązywać problemy, można przekonać ludzi, że problemu nie ma, lub że nie da się go rozwiązać. Ale zmiany klimatu nie da się zagadać – i zaprzeczanie jej nie uchroni nas od jej skutków... Być może to, co jest obecnie najbardziej potrzebne, to przemiana świadomości społeczeństw i rządów.

Co można jeszcze robić, oprócz oszczędzania prądu i korzystania ze zbiorowego transportu? Usuwać absurdy. Absurdem jest brak opodatkowania cen paliw w proporcji do produkowanego dwutlenku węgla – np. metan, którego cząsteczka składa się z jednego atomu węgla i czterech atomów wodoru, wydziela przy spalaniu mniej dwutlenku węgla na jednostkę energii niż inne paliwa kopalne – i wykorzystanie tego gazu powinno być odpowiednio premiowane. Absurdem jest budowanie domów zaprojektowanych bez wymogów wysokiej efektywności energetycznej, i rozwijanie transportu lotniczego zamiast kolejowego. Absurdem jest to, że niezmiernie się opłaca produkować energię paląc węgiel i produkty ropy naftowej, ponieważ producenci oraz użytkownicy tych paliw nie ponoszą rzeczywistych kosztów społecznych i środowiskowych, związanych z ich użytkowaniem. Jak wspomnieliśmy, spalanie węgla powoduje kwaśny deszcz, niezwykle niszczący dla biosfery, oraz korodujący metalowe konstrukcje – a za szkody płacą podatnicy i przyroda. Energia produkowana z takich źródeł, jak wiatr, woda, czy metan otrzymany ze śmieci, szybko stałaby się w pełni konkurencyjna wobec paliw kopalnych – gdyby wykorzystanie tych ostatnich zostało obciążone ich rzeczywistymi kosztami, lub choćby niedużym podatkiem węglowym. Gospodarka funkcjonująca w oparciu o paliwa kopalne staje się na naszych oczach przeżytkiem, choć wielu ludzi nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy, a niektórzy usiłują temu zaprzeczać. Prędzej niż by się mogło wydawać, produkcja energii z nieodnawialnych zasobów, przy użyciu metod brudnych i niszczących, stanie się żałosnym anachronizmem. Należy starać się ten moment przyśpieszyć.

Kompanie naftowe i węglowe, przynajmniej te, które pragną jedynie wydobywać i sprzedawać paliwa kopalne, są oczywiście zainteresowane utrzymaniem obecnego stanu rzeczy. Oprócz zaprzeczania istnienia globalnego ocieplenia, rzecznicy przemysłu naftowego twierdzą, że ograniczenie zużycia paliw kopalnych przy pomocy takich narzędzi jak np. podatek od dwutlenku węgla spowodowałby gospodarczą zapaść i opóźniłby rozwój. Ten sposób argumentacji nie jest niczym nowym – mający nastąpić, na skutek dyscyplinujących przepisów, upadek kapitalizmu, ogłaszano już wiele razy... Zapaść gospodarczą Ameryki miały spowodować, kolejno, legalizacja związków zawodowych, wprowadzenie płacy minimalnej, wycofanie benzyny ołowiowej, wprowadzenie pasów bezpieczeństwa w samochodach i norm zużycia paliwa, wycofanie związków chloro–fluoro–węglowych (niszczących ozon chemikaliów, używanych kiedyś w przemyśle chłodniczym) – za każdym razem historia się powtarzała: w pół roku po wprowadzeniu zmian nikt nie pamiętał, że miały im towarzyszyć jakieś problemy... Jeśli więc teraz sternicy gospodarki amerykańskiej dowodzą, iż nie wytrzymałaby ona podatku węglowego, to narażają się na śmieszność – oraz obrażają technologów i inżynierów amerykańskich, gotowych stawić czoła wezwaniu do unowocześnienia gospodarki. Jasne jest, że nie należy wprowadzać ograniczeń w zużyciu paliw kopalnych z dnia na dzień i bez oglądania się na skutki społeczne – ale przecież odkładanie tego w nieskończoność zwiększa ryzyko, że tak właśnie te ograniczenia będą musiały być wprowadzone, pod naporem katastrofalnej sytuacji! Rządy – amerykański, polski, europejskie, azjatyckie, oraz wszystkie inne - powinny skasować preferencje dla paliw kopalnych, wspomóc prace rozwojowe nad wykorzystaniem odnawialnych źródeł energii (dotacje na badania w tej dziedzinie są mizerną częścią dotacji na poszukiwania ropy naftowej), i unowocześnić sieć przesyłową, której zacofanie jest obecnie istotnym czynnikiem hamującym rozwój energetyki wietrznej w USA. Istnieją gotowe technologie, przetestowane laboratoryjnie, które należy wypróbować w skali pół-technicznej, i w razie powodzenia, przemysłowej – są na przykład gatunki glonów, znakomicie pochłaniających CO2, w których znaczna część, nawet połowa, biomasy, to oleje mogące być paliwem dieslowym. Ponieważ te glony doskonale rosną na rolniczych ściekach, i przy wysokim poziomie CO2, możnaby je najprawdopodobniej hodować hydroponicznie, używając ich jednocześnie do oczyszczania ścieków, i wpompowując w ich zawiesinę dwutlenek węgla produkowany przez elektrownie. Jest wiele teoretycznie możliwych schematów tego rodzaju – pole do popisu dla biotechnologii. Im prędzej zaczniemy testować te możliwości w praktyce, tym szybciej będziemy w stanie znacząco zmniejszyć zarówno produkcję CO2, jak i zależność od paliw kopalnych – które są zresztą potrzebne do syntezy w przemyśle chemicznym, nie tylko do palenia.. Niestety, zamiast być liderem i promotorem przemian, Ameryka zajęła miejsce w ogonie, protestując przeciwko porozumieniom, które są do zaakceptowania dla Bangladeszu. Sternicy gospodarki amerykańskiej, oraz wszystkie inne rządy zapatrzone w przeszłość, wyrządzają swoim społeczeństwom niedźwiedzią przysługę – bo świat się będzie zmieniał, nie czekając na Amerykę, która zostanie się za jakiś czas z przestarzałymi, nieefektownymi technologiami. Tak, jak kiedyś przemysł samochodowy Ameryki, produkujący przestarzałe, paliwochłonne graty obwieszone niklowanymi płetwami, znalazł się na krawędzi upadku, gdy przyszedł kryzys naftowy oraz konfrontacja z japońskim przemysłem samochodowym, tak za dwadzieścia lat amerykański przemysł może stać się rozpaczliwie niekonkurencyjny – z powodu energetycznego zacofania...

Dużo osób w Ameryce to dostrzega, i dostrzega także szanse i możliwości kryjące się w przestawieniu gospodarki na nowe tory. Wiele amerykańskich korporacji inwestuje w energooszczędność, i w badania nad nowymi sposobami uzyskiwania energii. Ogromną popularnością cieszą sie samochody o napędzie hybrydowym, niezwykle paliwooszczędne; nawet niektóre kompanie naftowe inwestuja w alternatywne paliwa, nie tylko dla dobrego wrażenia. Żywiołowo rozwija się, mimo utrudnień i niedogodności, produkcja prądu z wiatru. Ale amerykański rząd...

Dlaczego Ameryka tak protestuje przeciwko traktatowi z Kyoto i innym inicjatywom tego rodzaju? Przecież rozwój alternatywnej energetyki dałby zatrudnienie ludziom z każdym poziomem wykształcenia, dałby możliwość pewnych i dochodowych inwestycji (co jak co, ale wiatru i światła słonecznego jeszcze długo nie zabraknie), pomijając już takie „drobiazgi” jak czysta woda i powietrze, mające coraz większe znaczenie przy obecnej epidemii astmy wśród dzieci i młodzieży w USA, i wielu innych krajach. Rozwój lokalnej produkcji energii zmniejszyłby straty związane z jej przesyłaniem, i złagodziłby napięcia spowodowane szczytowymi zapotrzebowaniami prądu; obliczono, że do 30% zapotrzebowania na prąd w USA mogłoby być zaspokajane turbinami wietrznymi, zanim zmienność i nieprzewidywalność wiatru dałyby się we znaki. Nie jest elegancko rzucać gołosłowne oskarżenia – ale czy nie ma tu przypadkiem znaczenia fakt, że najbardziej wpływowi ludzie w USA (włączając przyjaciół, rodzinę, oraz znajomych prezydenta i wiceprezydenta, jak też najbardziej hojnych darczyńców na ich kampanie polityczne) są związani z przemysłem naftowym? Nie należy obarczać jednakże całkowitą winą obecnej administracji – Bill Clinton miał niewielu przyjaciół wśród nafciarzy, a w kwestii globalnego ocieplenia zawiódł na całej linii... Administracja Clintona potraktowała sprawę traktatu z Kyoto w sposób skandaliczny, ale kampania wyborcza Clintona została wcześniej wsparta przez kompanie naftowe sumą sześciu milionów dolarów. Do odrzucenia traktatu przyczynił się zresztą w dużym stopniu Al Gore, obecny bojownik o środowisko, który miał udziały w Occidental Petroleum. Można mieć jedynie nadzieję, że prowadzona teraz przez Gore’a kampania na rzecz walki ze zmianą klimatu jest czymś więcej, niż wykorzystaniem chwilowej sposobności do krytykowania mało popularnej administracji. Można mieć jedynie nadzieję, że teraz, kiedy Rosja, i w niedługiej przyszłości Chiny, dołączą do sygnatariuszy paktu z Kyoto, ludzkość przynajmniej zacznie robić COŚ KONKRETNEGO w sprawie ocieplenia (choć trzeba zrobić niewspółmiernie więcej, niż powiedziane w tym wątłym i nieśmiałym pakcie, konieczny jest pierwszy krok), mimo braku współudziału Ameryki... Ale szkoda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.miskantus.fora.pl Strona Główna -> Traktat z Kyoto Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin